czwartek, 16 lutego 2017

O tym dlaczego nie mogę już patrzeć na książki Remigiusza Mroza

Wszystko zaczęło się od facebooka i youtube. Najpierw przeczytałem wiele opinii znajomych na facebooku o twórczości Mroza. Były to głównie lakoniczne teksty typu "godne przeczytania". Pomyślałem wtedy, że dopiszę Mroza do listy książek "must have". Jakiś czas później trafiłem na pozytywne recenzje jego książek, na kanałach youtube które subskrybuje. Nie widziałem, więc na przeszkodzie niczego, aby po którąś z książek Remigiusza sięgnąć.

Jakież było moje rozczarowanie, gdy przeczytałem Kasację. Nie zrozumcie mnie jednak źle – książka nie była zła, wręcz przeciwnie była poprawna. No właśnie poprawna, a przez ten cały "hype" nakręciłem się na jakieś arcydzieło. Tymczasem dostałem coś co dobrze czyta się ot tak po prostu, najlepiej na kibelku. Mógłbym przytoczyć oczywiście szereg argumentów dlaczego tak uważam, ale nie zrobię tego, bo to nie seria o duecie prawników mnie zniechęciła.
Po „takiej sobie” Kasacji przeszedłem do Zaginięcia, które znowu mnie zaskoczyło – książka była wg mnie dużo lepsza od Kasacji. Zmęczony jednak niesamowitymi przygodami Chyłki i Zordona zapragnąłem czegoś innego tego autora. Z racji, że "Behawiorysty" nie było w mojej bibliotece (notabene dostałem tę książkę pod choinkę - nadal czeka na lepsze jutro i chyba sobie długo poczeka), pożyczyłem "W cieniu prawa" i…

Źródło: lubimyczytac.pl

Załamałem się. Do tego stopnia mnie ta książka odrzuciła, że mam awersję "na Mróz" (akurat na czasie). Nie będę streszczał fabuły książki, ponieważ można ją przeczytać na lubimyczytac.pl pod tym linkiem. Zamiast tego przytoczę argumenty czemu według mnie powieść jest tragiczna:

1. Książka jest po prostu nuda, akcja się wlecze, niepotrzebnie przeciąga. Już po pierwszych 50 stronach dostałem napadu ziewania.

2. Autor nie ma pojęcia o epoce którą opisuje. Jest początek XX wieku, akcja rozgrywa się na terenach zaboru austriackiego. Kobiety wtedy nie miały praktycznie żadnych praw (dopiero zaczynały o nie walczyć), a tutaj już w jednej z pierwszych scen Sofia (o ile dobrze pamiętam imię) rozkazuje swojemu przyszłemu teściowi, panu domu, a ten jej słucha. Przez taki zabieg powieść traci na autentyczności.

3. Odniosłem wrażenie, że kończy się trzy razy. Tak jakby autor sam nie wiedział co robi, a później zrobił niby z tego trzy "księgi". Zresztą w samych podziękowaniach autor napisał, że pierwotnie była to część jakiejś pracy dyplomowej, ale (niestety) znajomi przekonali go do transformacji tego w powieść.

4. Fabuła nie jest odkrywcza - schemat od biedaka do milionera.

5. Ciężko polubić głównego bohatera. Chyłka była postacią bardzo barwną, Zrodon był pierdołą, a Eric Landecki... Raz jest ofiarą, potem zachowuje się jakby nie miał żadnych skrupułów, a na końcu to już sam nie wiem o co mu chodzi.

Dobra, ale tak naprawdę po co ja się tak ekscytuję? Książka jest po prostu słaba, a ja drążę temat.
Dlatego, że krew mnie zalewa, jak widzę zachwyty nad tym tytułem na lubimyczytac.pl albo w vlogach na youtube, więc muszę zaprezentować swój punkt widzenia. Według mnie jest to najgorsza książka Mroza jaka przeczytałem do tej pory, ba nawet napiszę więcej – jest to najgorsza książka jaką przeczytałem w 2016 roku. Nawet „Dziewczyna z pociągu” nie rozczarowała mnie tak bardzo. Być może dlatego, że od początku wszyscy trąbili, iż książka jest kiepska.


Dla odmiany, żeby nie było, że jestem narzekacz, to w kolejnym poście o książkach napiszę o najlepszych książkach jakie przeczytałem w 2016 roku. Jasne nie każdy się musi zgadzać z moją opinią - w końcu jest subiektywna :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz